Ania Broda to olsztyńska wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów, cymbalistka, absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w klasie śpiewu. Posługuje się m.in. techniką śpiewu białego. Szerokiej publiczności dała się zauważyć poprzez udział w telewizyjnym programie „Mam talent” w 2015 roku. Niedługo o jej muzycznym talencie przekona się także Mrągowo – wokalistka wystąpi w Mrągowskim Centrum Kultury 19 listopada 2021r.
Andrzej Zbigniew Brzozowski: Śpiewasz, komponujesz, piszesz teksty, grasz na kilku instrumentach, czyli artystycznie jesteś samowystarczalna?
Ania Broda: Rzeczywiście jestem samowystarczalna, nawet kiedy nie ma prądu (śmiech). Moje muzyczne ścieżki toczyły się zawsze wokół instrumentów tradycyjnych, blisko folkowej strony muzyki. To zaowocowało tym, że gram na instrumentach akustycznych. Z biegiem czasu okazało się, że ten mój potencjał rozwijał się także w stronę pisania tekstów, trochę to wygląda jak kobieta – orkiestra, czy one woman band. Myślę, że to jest ważne doświadczenie dla artysty, żeby poczuć swój przekaz. Autorskie połączenie muzyki i tekstu jest właśnie taką formą przekazu.
Jak sama twierdzisz, trudno jest określić, czy to Ty zajmujesz się muzyką, czy muzyka zajmuje się Tobą?
Kiedyś takie zdanie padło z moich ust, albo gdzieś je napisałam. Było to w okresie kiedy się kształtowałam jako solowa artystka, po odejściu z Kapeli Brodów. W taki właśnie sposób nazywałam swoje działania muzyczne, bo wielokrotnie zauważałam, że muzyka mnie w pewien sposób prowadziła poprzez życie. Nawet na polu prywatnym. Mogłam w niej zamknąć emocje, które towarzyszą każdemu z nas, była dla mnie pewnym kompasem.
Od 10 lat występujesz solo i te początki były związane z twórczością dla dzieci?
To jest pokłosie tego, że kiedy zostałam mamą, to nie czytałam wieczorem dzieciom bajek, tylko wiersze i śpiewałam swoje autorskie piosenki.
Zajmujesz się także edukacją muzyczną, zarówno dla dzieci, jak i dorosłych?
Mam takie muzyczne ADHD. Dużo pracuję, ale to nie jest zapychanie czasu, tylko po prostu lubię coś robić muzycznie. Nigdy się nie bałam takich doświadczeń i wchodziłam w taką sferę edukacji, wymyśliłam swoje metody pracy na podstawie muzyki, którą tworzę. Często jest tak, że ta warsztatowa cześć mojej pracy opiera się na interpretacji i improwizacji. Jest to dla mnie ważniejsze niż sama melodia i rytm.
Jak określiłabyś swój rodzaj twórczości?
Myślę, że jest to gatunek sam w sobie. Komuś z zewnątrz chyba łatwiej jest to określić. Nie jest to łatwa zagadka do rozwiązanie, chociażby z tego powodu, że ja ciągle się artystycznie zmieniam. To jest chyba muzyka Ani Brody. Zaakceptowałam to w sobie, że jestem różna, chociaż pamiętam takie rady ludzi, niekoniecznie z branży muzycznej, że powinnam postawić na jakiś jeden, określony kierunek muzyczny. Nie potrafię i nie chcę zamykać się artystycznie.
Skąd u Ciebie właśnie taka a nie inna wrażliwość muzyczna, jakieś geny, fascynacje?
Sama odkrywam różne dziwne geny w swojej rodzinie. Pamiętam zdjęcia taty z gitarą. Tata zmarł jak miałam siedem lat. Mój brat też gra na gitarze. Jako dziecko nie znosiłam różnego rodzaju zespołów pieśni tańca. To był obciach, ale później w mojej twórczości pojawił się folk, dzięki różnym ludziom, których poznałam. Poezja śpiewana, wszechobecna w Olsztynie, też kształtowała moją wrażliwość i osobowość. Wpływało na mnie to, co się wokół mnie działo.
Cymbały, które są Twoim nieodłącznym instrumentem na scenie, generalnie kojarzą się chyba z twórczością ludową?
Cymbały są instrumentem, który ma bardzo starą historię. Są wspominane nawet w Biblii. Pozwalają mi podróżować w czasie. To nie jest tylko takie gadanie. Mogę je nastroić, troszeczkę tak jak chcę. Cymbaliści stroją dźwięki trochę tak pod siebie, pod repertuar, który grają. Z drugiej strony jest to pewien pomysł na rozmieszczenie dźwięku i budowę instrumentu, który jest bardzo archaiczny. Powstał bowiem ok. 2500 lat przed naszą erą. Czasami, grając intuicyjnie, improwizując, lub grając coś, co jest ludowe, ale bardzo stare, mam poczucie, że dzięki temu instrumentowi mogę trochę cofnąć się w czasie. Jeżeli chodzi o cymbały, jestem muzycznym samoukiem. Uczyłam się tego całe życie (śmiech).
Twój śpiew przypomina bardziej zabawę dźwiękiem niż klasyczną lub rozrywkową wokalistykę?
Jako dziecko mieszkałam w Jonkowie i kiedy dojeżdżałam do liceum w Olsztynie zapisałam się do ogniska muzycznego, potem do Szkoły Muzycznej na wokal. Zapisałam się też na warsztaty jazzowe. Byłam ciekawa różnych rzeczy. Może to wpływało na to, że mieszałam różne gatunki i style. To się kształtowało przez wiele lat. Myślę, że całe swoje życie praktykowałam muzykę. Granie zespołowe, to też jest ważna umiejętność. Kiedy się gra długo solo, to za tym się tęskni. Cieszę się, że przetrwałam i doszłam do momentu, w którym jestem.
Czy techniki śpiewania białym głosem można się nauczyć?
To wchodzi poprzez odpowiedni repertuar. Historyczne, tradycyjne pieśni, umiejscowione kulturowo, są napisane w określonych skalach, pewnych systemach ułożenia dźwięku. Te skale też się zmieniają. Jest to bardzo dalekie np. od takiego śpiewania jak śpiewa Whitney Houston czy śpiewu gospel.
Czy udział w programie „Mam talent” zmienił coś w Twoim życiu artystycznym?
To było zupełnie przypadkowe posunięcie. Dostałam telefon i musiałam zdecydować w ciągu kilku dni, czy wchodzę w taką przygodę. Stwierdziłam, że skoro pojawiła się taka możliwość, to nie będę cieniasem i nie będę wymiękać (śmiech). Nastawiłam się bardzo pozytywnie, że będą same fajne rzeczy i były same fajne rzeczy. Dużo ludzi mnie poznało, to był bardzo dobry ruch, zwłaszcza zawodowo.
Anegdota
Najdziwniejszą przygodą dla mnie to nie był program „Mam talent” ale wyjazd do Azerbejdżanu, kilka lat temu. Ze względu na moją grę na cymbałach zostałam zaproszona na festiwal właśnie do tego kraju. Na drugi dzień wzięłam udział w programie tamtejszej telewizji śniadaniowej. W środku gór, w prawdziwie bajkowej scenerii. Przeżyłam tam tak cudowne granie na żywo z muzykami, których pierwszy raz widziałam na oczy, że zapamiętałam to na całe życie. Ze względu na barierę językową nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, ale artystyczne i muzycznie rozumieliśmy się znakomicie. Miałam wtedy wrażenie, że moje geny mają swoje korzenie gdzieś na wschodzie. Było to porozumienie bez słów. Po to jest między innymi muzyka.
Wywiad pochodzi z książki „Twarze olsztyńskiej estrady” autorstwa Andrzeja Zbigniewa Brzozowskiego, która swoją premierę będzie miała w Mrągowie 20 listopada 2021r. wraz z wieczorem autorskim i koncertem muzycznym. Publikacja została dofinansowana z budżetu Samorządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego.