Leśniczówka Pranie obchodzi w tym roku 40-lecie swojego cyklu kulturalnego „Muzyka u Gałczyńskiego”. W tym czasie na niezwykłej scenie wystąpiło około 550 muzyków: kameralistów i solistów, 15 chórów, w tym „Poznańskie Słowiki” oraz blisko 120 aktorów, nierzadko prawdziwe wybitnych, w tym co najmniej kilkunastu po dwakroć i wielokrotnie.
Szanowni Państwo, Wolni Obywatele,
przypadł mi w udziale zaszczyt zapowiedzenia otwarcia jubileuszu 40-lecia koncertów z cyklu „Muzyka u Gałczyńskiego”. Czy cztery dekady, to dużo, czy mało? W skali trwania kultury to ledwie iskra, co do naszego życia, to co najmniej jego połowa. Dwa srebrne świerki rosnące przy furtce do jeziora są czterdziestolatkami. Jak widzimy, dużym jest drzewo mające na koncie cztery dziesiątki lat.
W 1983 roku, roku inaugurującym, cykl ów nazywał się „Koncertami u Salomona”. Widocznie jednak pierwszym słuchaczom kojarzyły się one z balem dlatego organizatorzy szybko z tej nazwy zrezygnowali, większość bowiem spodziewała się nie tyle koncertowania, co balowania. W sumie od tego czasu w miejscu, w którym stoję wystąpiło około 550 muzyków: kameralistów i solistów, 15 chórów, w tym „Poznańskie Słowiki” oraz blisko 120 aktorów, nierzadko prawdziwe wybitnych, w tym co najmniej kilkunastu po dwakroć i wielokrotnie.
Poza prańskimi koncertami naliczyłem w naszym warmińsko-mazurskim regionie ledwie dwa wydarzenia o podobnym charakterze i liczącym sobie ponad czterdziestoletni staż. Nie w tym rzecz jednak, a w tym, że w naszych słowno-muzycznych koncertach możemy wyodrębnić dwa okresy. Okres drewnianego podestu i okres sceny oraz okres bez mikrofonu i z mikrofonem. Albo inaczej: okres sprzed występów Wojciecha Siemiona i po nim. Aktor ten w podawaniu poezji Gałczyńskiego przejął, z nielicznymi wyjątkami, aktorskie władztwo wpierw na podeście, a następnie na scenie na bez mała jedenaście lat, w okresie od 1999 do 2001 roku, a więc pod koniec XX i na początku XXI wieku, radząc sobie znakomicie bez mikrofonu i innych technologicznych podpórek.
Czy scena w Praniu jest emanacją muzealnej ekspozycji, czy może na odwrót? Zdecydowanie to pierwsze, co podane zostało jak na dłoni w salach trzeciej i czwartej, teatralnej i muzycznej. Otóż słowo jest piątym i kto wie czy nie najpotężniejszym żywiołem natury, a to dlatego, że jest sensotwórcze i nazywa, działające na oślep pozostałe żywioły. Poeta jest tego słowa dysponariuszem i ponowicielem. Żywioł poezji Gałczyńskiego witaminował się teatrem, dlatego scena, a na niej aktor oraz muzyka, dlatego scena raz jeszcze, a na niej solista lub kameraliści. A całość ta jest zanurzona w przyrodzie, która co prawda nie zna słów, za to posiada barwy i dźwięki. Chciałoby się powiedzieć: cóż to za wspaniałe, a nawet wykwintne idearium, gdyby nie zmiany klimatyczne, które naznaczają organizatorów dodatkową profesją – wypatrywaczy nieba.
Obsada jubileuszowych koncertów będzie wyjątkowa, a wśród niej znajdą się wirtuozi, którzy na prańską scenę powrócą po latach. Dzięki Narodowemu Instytutowi Muzyki Tańca i Polskiemu Impresariatowi Muzycznemu początek naszego jubileuszowego cyklu zbiega się z ich cyklem „Z klasyką przez Polskę” Dzięki temu możemy gościć sławnego skrzypka Konstantego Andrzeja Kulkę (jest to jego powrót na tę scenę, wtedy jeszcze podest po 36 latach) oraz pianistę, m.in. finalistę XVI międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego Pawła Wakarecy oraz Andrzeja Mastalerza. Od maja tego roku nagranie wierszy Gałczyńskiego w wykonaniu tego aktora wprowadza zwiedzających w nastrój nowej ekspozycji muzeum w Praniu.
Wojciech Kass