Hanna Szymborska to poetka, która od wielu lat jest związana z Mrągowem. Jak sama wspomina, jej poezję pisze życie, a wiersze są zwierciadłem jej duszy. Rok temu została także Prezesem Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej Oddział w Mrągowie.
Mateusz Kossakowski: W 2017 roku gratulowałem Pani otrzymania „Statuetki Niezapominajki”, minęło kilka lat i po raz kolejny naszą rozmowę muszę rozpocząć od gratulacji. Z pewnością każdego twórcę kultury cieszy, gdy jego praca i działalność jest doceniana. Ile dla Pani znaczy otrzymanie „Statuetki Mrongowiusza” przyznawanej przez mrągowski samorząd?
Hanna Szymborska: Każde wyróżnienie, które dotychczas otrzymałam, jest niezwykle ważne. Dowartościowuje, uświadamia, że to co robimy nie idzie w próżnię, jest zauważane i doceniane. Zwłaszcza, jeśli sporo czasu i sił poświęca się na działania społeczne.
„Statuetka Mrongowiusza” ma szczególne znaczenie dla mnie z wielu względów – jest przyznawana przez Kapitułę, grupę ludzi, którzy znają moje działania na rzecz kultury szeroko pojętej, działania społeczne na rzecz młodzieży (m.in. prowadzenie przez kilka lat Saloniku Literackiego zrzeszającego utalentowaną literacko młodzież), popularyzację poezji – działu literatury dość niszowej, także poprzez inne działania na rzecz naszego miasta – mojej małej ojczyzny. Mój patriotyzm lokalny przejawia się między innymi w tym, że piszę o Mrągowie, na każdym spotkaniu autorskim, gdziekolwiek jestem, wprowadzam elementy związane z moim miastem. Działam także w innych przestrzeniach, które służą popularyzacji mojego regionu i miasta – organizacjach i stowarzyszeniach.
Czy to dowód na to, że warto spełniać się w dziedzinach szeroko pojętej kultury, a poezja jest wciąż żywa?
Oczywiście, że warto spełniać się w różnych dziedzinach, jeśli to co się robi sprawia przyjemność. I jeśli nie jest wymuszone czy czasem tworzone tylko na potrzebę chwili. Literatura, w tym poezja, jest moim życiem.
Powtarzając za klasykiem „człowiek, który czyta żyje dwa razy”, ja dużo czytam i sporo piszę. Poezja jest tym, co w moim sercu gra. Poprzez krótki utwór poetycki (zazwyczaj są to wiersze wolne lub białe) mogę przekazać wiele wartości i emocji. Mowa wiązana, jaką jest wiersz, to najkrótsza forma wypowiedzi, zarazem świetna zabawa słowem. Jestem zwolenniczką krótkiej formy wiersza, bez zbędnych ozdobników i tzw. przegadania.
A… poezja jest i będzie wciąż żywa, bo dotyka najczulszych strun duszy człowieka, żywa – póki myślimy i czujemy…
Czym dla Pani jest poezja? Gdzie należałoby szukać genezy Pani twórczości?
Poezja jest dla mnie najwyższą i zarazem najprostszą formą wyrażania myśli.
W momentach ekstremalnych, a takich jest sporo w naszym życiu, kiedy nadmiar emocji gromadzi się w naszej głowie i sercu, słowa wiersza same spływają na papier, układając się w pewną, określoną całość. Dlatego powtarzam, że poezja to zwierciadło mojej duszy. Poezja pomaga żyć, poezja oczyszcza, nadaje inny wymiar, przenosi w lepszy, mniej skomplikowany świat egzystencji.
Geneza mojej twórczości? Zaczęłam pisać bardzo wcześnie, jeszcze w szkole średniej. Oczywiście była to twórczość inna, młodzieńcza, dość buntownicza na owe czasy. Były też opowiadania…
Dlaczego zaczęłam pisać? byłam dość nieśmiała, mimo posiadanego zasobu słów, miałam trudności z wyrażaniem swoich myśli, wolałam pisać niż mówić. I to słowo pisane przenosiło mnie w inny wymiar, lepszy świat. Tak pozostało do dzisiaj.
Jacy autorzy Panią najbardziej inspirują? Co czyta Pani najchętniej na co dzień?
Uwielbiam poezję Haliny Poświatowskiej, Julii Hartwig, Cohena no i przede wszystkim Norwida. Norwida czytam jak biblię – wracam niemal codziennie do jego niezwykle mądrej, ponadczasowej twórczości. Często niezrozumiałej i niedocenianej. Mam chyba wszystkie jego dzieła. Przeczytanie kilku wersów Norwida znaczy więcej niż odmówienie pacierza. Oczywiście czytam wielu innych pisarzy, zatrzymuję się nad twórczością współczesnych poetów. Wszystko co czytam wnosi jakąś wartość w moje życie. Na co dzień czytuję zwykle dwie, trzy książki równocześnie – tak mam, niestety. Przed południem sięgam po literaturę trudniejszą, która skłania do myślenia (iteratura faktu, książki historyczne, biografie) wieczory – to zwykle kryminały psychologiczne, literatura skandynawska… dużo tego jest. Lubię czytać – szelest i zapach kartek książek jest niezwykły, jedyny. Nie korzystam z czytnika!
Rok temu została Pani Prezesem Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej Oddział w Mrągowie, zastępując śp. Anielę Dobielską. Czy w dobie pandemii koronawirusa udaje się w dalszym ciągu z taką intensywnością pielęgnować historię i kulturę Kresów? Jak w tej chwili wygląda współpraca z Polakami za granicą?
Tak, to już rok, od kiedy uległam namowie kilku osób m.in. prezesa Zarządu Głównego TMWiZW w Toruniu, naszych lokalnych władz i zdecydowałam się na objęcie funkcji prezesa Stowarzyszenia. Czas był i jest trudny. Poprzednia prezes sprawowała tę funkcję wiele lat, ja stanęłam z dnia na dzień przed wyzwaniem odtwarzania i organizacji wielu spraw od nowa. Samo załatwianie formalności związanych z funkcjonowaniem Stowarzyszenia to było wyzwanie. Udało się. Za nami już 26 Festiwal! Postanowiłam, wraz z nowo wybranym zarządem, że przyjmiemy nową formułę działania Stowarzyszenia. Będziemy odbywać comiesięczne spotkania Oddziału,opracowujemy plan pracy mający na celu zainteresowanie członków sprawami rocznic, wydarzeń, historią Kresów.
Przyjęliśmy do swojego grona już siedem nowych osób, które chcą uczestniczyć w naszych działaniach. Nawiązałam kontakt z innymi Oddziałami TMWiZW w kraju, a jest tych oddziałów 20, naszym założeniem są wspólne spotkania i tym samym działania na rzecz naszych członków, poznawanie historii, tradycji itp. Chcę nawiązać kontakt z innymi stowarzyszeniami funkcjonującymi w Mrągowie, co służyć może integracji i realizacji wspólnych założeń.
Wychodzę z założenia, że działalność TMWiZW to nie tylko Kaziuki i Festiwale Kultury Kresowej, ale ciągła, całoroczna praca statutowa. Współpraca z Polakami za granicą w tym momencie została zahamowana przez pandemię, chociaż jesteśmy w ciągłym kontakcie z Wilnem i twórcami kultury z rejonu wileńskiego, z zespołem Wileńszczyzna. Próbuję nawiązywać nowe kontakty z działaczami kultury polskiej na Ukrainie… czas pokaże co dalej.
Po roku przerwy ponownie odbył się Festiwal Kultury Kresowej, który ma już 26-letnią tradycję. Uczestnicy ucieszyli się z powrotu?
Festiwal odbył się, w stopniu dość okrojonym. Co prawda gościliśmy zespoły tylko z Litwy, ale było pięknie. Polski Zespół Pieśni i Tańca Wileńszczyzna z Wilna, obchodzący okrągły jubileusz czterdziestolecia istnienia, dał nam piękny, niepowtarzalny koncert na deskach amfiteatru w koncercie galowym. W sumie przybyło na Festiwal sześć zespołów z Wileńszczyzny. Z wiadomych względów nie było zespołów z Białorusi i Ukrainy – pandemia oraz brak środków sprawiły, że miesiąc przed festiwalem nie wiedzieliśmy do końca czy impreza może dojść do skutku. Ale stało się! Oczywiście uczestnicy zespołów Kresowych byli bardzo zadowoleni – przecież oni przygotowują repertuar na długo przed przyjazdem, logistycznie to dla nich wielkie wyzwanie. A i nagrody dla Zespołów były piękne, więc radość była wspólna.
A jaki ma Pani pomysł na przyszłoroczne edycje Festiwalu? Rozumiem, że nie zabraknie również poezji.
Spotkania z poezją kresową to bardzo ważna sprawa, bo Festiwale Kultury Kresowej to nie tylko śpiew i tańce, ale też rękodzieło – malarze, plastycy i przede wszystkim twórcy niosący słowo – dziennikarze, pisarze, poeci. Od wielu lat, podczas trwania kolejnych festiwali, byłam opiekunem ludzi pióra, współorganizowałam spotkania literackie. Uwielbiam to. Zasiadaliśmy za stołem czytając poezję, którą przywieźli nasi goście. Taka poezja była też prezentowana podczas uroczystych mszy św. w kościele św. Wojciecha w Mrągowie. Ośmielę się stwierdzić, że słowo pisane jest najważniejsze, bo świadczy o znajomości i umiłowaniu ojczystego języka. Moim marzeniem jest, aby przełamując wszystkie poprzednie założenia festiwalowe, poezja mogła zagościć na scenie podczas koncertu galowego.
Poezja, Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej Oddział w Mrągowie, Związek Literatów Polskich w Olsztynie, a niedawno także Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Skąd Pani czerpie energię oraz czas na tak liczne aktywności?
Lubię jak coś się dzieje, lubię i potrzebuję być w ruchu, coś robić, tworzyć, wymyślać, pomagać – zapominam w takich chwilach o przemijaniu, o tym, że niewiele czasu zostało… Czas płynie, życie płynie – panta rhei…
Przecież, parafrazując klasyka, tyle jesteś wart, ile możesz dać siebie innym. Nie chcę zamykać się w domu, podobno im więcej mamy zajęć, tym bardziej potrafimy zorganizować swoje działania. Jestem na etapie życia, że mogę robić to co lubię i tak też czynię.
Czym nas Pani jeszcze w najbliższym czasie zaskoczy?
Tworzy się następna książka – tomik wierszy z elementami prozy – krótkich opowiadań i prozy poetyckiej. Mam już zdjęcia do książki. Zdjęcia, które powstały za przyczyną Pani Patrycji Ożarowskiej – niezwykłej osoby o sercu anioła, artystki – fotografki, która „postawiła mnie” przed swoim obiektywem i z niezwykłą maestrią, wykonała szereg artystycznych zdjęć. Oczywiście znajdą się w książce fotografie o różnej tematyce, autorstwa Pani Patrycji – człowieka wielu talentów. Myślę, że książka będzie gotowa w styczniu, najpóźniej w lutym 2022 roku. Planuję, że przy okazji promocji tomiku uda mi się zorganizować wystawę zdjęć Pani Patrycji.