Krótka historia rodziny Balcerzaków, opowiedziana przez Jerzego Balcerzaka, znanego mrągowskiego nauczyciela, działacza społecznego i członka zarządu/skarbnika Towarzystwa Miłośników Ziemi Mrągowskiej.
Mój ojciec Adam Balcerzak urodził się w 1912 roku i mieszkał w Dobrej Woli w powiecie Mławskim. W 1943 roku, jako 31-letni już mężczyzna, został stamtąd wywieziony przez Niemców, wspólnie z innymi mężczyznami, na przymusowe roboty do Skorupek, wsi położonej pomiędzy dzisiejszymi Mikołajkami, a Rynem. Te przymusowe roboty, to było kopanie głębokich, dziesięciometrowych rowów przeciwpancernych. Miały one chronić Niemców przed ewentualną ofensywą wojsk radzieckich. Praca od rana do późnego wieczora była bardzo ciężka. Podobno sama praca nie była taka uciążliwa, jak warunki bytowe. Mężczyźni spali w stodołach, gdzie wszy, pchły i jesienne przeszywające zimno było tak dokuczliwe, że ogarniała ich niemoc i depresja. Ale podobno na wszystko jest sposób.
Po kilku miesiącach niewolniczej pracy ojciec z dwoma kolegami, z jego rodzinnej miejscowości, postanowił i zaplanował ucieczkę. Mężczyźni zdobyli fałszywe dokumenty i ubranie na zmianę.
Późnym wieczorem uciekli do lasu, gdzie czekał już na nich ojciec kolegi. Tam po krótkiej naradzie ruszyli w kierunku Mikołajek, gdzie zamierzali rano, tuż przed odjazdem pociągu, kupić sobie bilety. Kiedy już stali w kolejce, na dworzec weszli niemieccy żołnierze i okrzykiem „raus” nakazali odsunąć się od kasy. Wtedy bilety mogli kupić tylko Niemcy.
Wtedy też trzem uciekinierom nie pozostało nic innego, jak tylko zaryzykować i dlatego weszli do pociągu bez biletów. Tam zgłosili się do konduktora, ale on w obawie przed kłopotami, odszedł i więcej się nie pojawił. Dojechali na gapę do Olsztyna, a tam wszystkich wysiadających Polaków zatrzymało gestapo. Skończyło się na tym, że po wylegitymowaniu uciekinierzy zapłacili po 10 marek i byli wolni. Tym, co nie mieli czym zapłacić, wymierzono półleżąco na krześle po 20 pasów we wiadome miejsce i też zwolniono. Stamtąd panowie wrócili do Mławy i już do końca wojny mój ojciec musiał się ukrywać, bo był poszukiwany przez władze niemieckie.
Po wojnie w maju 1946 roku moi rodzice przyjechali na Prusy do Warpun w powiecie mrągowskim i tu się osiedlili w gospodarstwie, które ojciec otrzymał nieodpłatnie za zasługi podczas II Wojny Światowej.
Pewnego razu ojciec przechodził koło zlewni mleka w Warpunach i napotkał człowieka, przypominającego niemieckiego wartownika ze Skorupek. Okazało się, że nazywał się on Dukowski i w czasie wojny był rzeczywiście wartownikiem w Skorupkach. Po wojnie zamieszkał w Warpunach przy drodze do Gizewa. Wtedy jako młody chłopiec sugerowałem ojcu, że Dukowski powinien ponieść konsekwencje. Ale ojciec odpowiedział mi, że Dukowski był dobry dla Polaków i na tym sprawa się zakończyła. Po około 15 latach Dukowscy wyprowadzili się do Niemiec, a mój ojciec mieszkał w Warpunach do śmierci, do lutego 1989 roku.
Jerzy Balcerzak